poniedziałek, 4 stycznia 2016

Eric Emmanuel Schmitt & Mitch Albom

Czy są tu jacyś fani Paulo Coelho, którzy przeczytali już wszystkie jego książki i ciągle im mało poezji słów? Dziś przedstawię wam trzy pozycje, które według mnie, warto przeczytać. I jeśli jeszcze nikt tego nie zrobił - zaznajomić się z innymi autorami. 


Uwielbiam opowiadania Erica Emmanuela Schmitta. Bardzo szybko pochłania się każde słowo, które autor 'sprzedaje' nam w taki sposób, że łatwo się od nich uzależnić. „Trucicielka” to zbiór czterech opowiadań, które w pewien sposób można by określić mrocznymi. Wszystkie, choć są innymi historiami, łączy jeden motyw - św. Rita, która jest patronką rodziny, przebaczenia i spraw beznadziejnych. Bohaterowie są różni, stawiają czoła trudnym sytuacjom życiowym, których zakończenie nie zawsze kończy się szczęśliwie, mimo to autor pozwala czytelnikom wierzyć, że życie choć płata figle, można szczęśliwie przeżyć. Bardzo polecam! 



"Tajemnica pani Ming" to tak naprawdę krótkie opowiadanie, w których znajdziecie bardzo wiele aforyzmów, którymi na każdym kroku zaskakiwała pani Ming naszego głównego bohatera. Biznesmen rozmawiający z tzw. "babcią klozetową"? Nikt nie przypuszczał, że nawiąże się z tego tak intrygująca relacja. Lecz pewnie gdybyście i wy spotkali kobietę, która uważa, że ma niesamowicie dużą rodzinę (dziesięcioro dzieci), mimo iż w jej kraju jest zakaz posiadania więcej niż jednego potomka, sami chcielibyście się przekonać o co w tym wszystkim chodzi ;)
Chcecie poznać tajemnice pani Ming? Sięgnijcie po książkę. Szybko się czyta i ma tylko 80 stron ;)


Jeśli chodzi o drugiego autora jest nim Mitch Albom. Muszę przyznać, że z początku książka rozwijała się bardzo powoli, wręcz mnie nudziła. Każdy rozdział zaczynał się innym wątkiem i przez pewien moment, nie mogłam rozgryźć dlaczego raz autor opowiada historię jak ze Starego Testamentu po czym wraca do opisywania bogatego mężczyzny u kresu sił, a zaraz po tym poznajemy historię nastolatki. Naprawdę pukałam się w czoło i mówiłam do siebie - "to jest jakieś głupie, nie czytam tego". Ale coś mnie tknęło. I kiedy poukłada się wszystko w głowie, kiedy zbliża się już koniec książki, człowiek (czyt.ja) z niedowierzaniem otwiera buzie, bo to tak wszystko do siebie pasuje, tworzy pewną całość i ten właśnie człowiek (czyt. znowu ja), karci się za to, że tak źle nastawił się do czytania tej książki od samego początku. Ale może tak właśnie miało być. Wystarczająco zagmatwałam wam tę książkę? ;) Przekonajcie się sami o co w niej chodzi ;) 




1 komentarz:

  1. "Trucicielkę" czytałam i dobrze wspominam, zresztą bardzo lubię Schmitta; pani Ming jeszcze poznać nie miałam okazji, ale kiedyś na pewno się to zmieni. "Zaklinacz czasu" co jakiś czas mnie kusi, ale na razie nie jakoś mocno skutecznie - lubię gdy wcześnie pozornie niezależnie wątki zgrabnie się łączą, ale też wiem, że na razie nie znajdę na ten tytuł czasu :)

    OdpowiedzUsuń